Wszedłem do sklepu. Własciwie to wbiegłem, bo tak śniegiem zacinało, że wszyscy chowali się, jak przed rojem os. Stanąłem grzecznie w kolejce. Przede mną starsza kobieta narzekała, że takie czasy, że to bedzie zima nuklearna i w ogóle "Panie, koniec świata".
Odstawszy swoje, uśmiechnałem się do Pani za ladą...
- Poproszę Wieczność - powiedziałem.
Pani uśmiechnęła sie bladymi wargami. Dopiero wtedy zobaczyłem że wygląda bardzo źle. Chodzący okaz smutku. Przygarbiona całym dniem w sklepie, wyblakła codziennością. Wyszła na zaplecze, by po chwili wrócić, niosąc w ręce małe zawiniątko.
- To dla Pana - powiedziała, z tym samym, bladym uśmiechem.
Wychodząc ze sklepu, usłyszałem jak mnie woła, trochę głośniej od szeptu.
- Proszę Pana...Proszę Pana..upuścił Pan dwie Chwile...
Podszedłem do lady, schyliłem się z niemałym trudem. Płaszcz, szalik obwiązany na szyi, krępowały ruchy. Nie mogłem pochylić głowy, więc opuciwszy oczy jak najniżej szukałem moich zagubionych Chwil. W końcu znalazłem. Leżały jak dwa płatki puchu, drgając przy każdym ruchu powietrza. Delikatnie wziąłem w palce, najpierw jedną, potem drugą i wsadziłem spowrotem do pudełka. Usmiechnąłem się przepraszająco, skinąłem całym sobą, jak uczeń i szybko wycofałem ze sklepu.
Na zewnątrz odetchnałem ulgą. Bałem się ludzi. Idąc ulicą każdy przechodzący obok napawał mnie jakąś dziwą obawą. Kiedy dotarłem do drzwi mieszkania, zdałem sobie sprawę, że cały jestem spocony. Sam nie wiem kiedy zacząłem biec? Nerwowo usiłowałem trafić kluczem w zamek. W końc zatrzasnałem drzwi za sobą i oparłem się o nie plecami.
POdbiegłem do stołu, wyjałem pudełko spod płaszcza, położyłem na stole i otwarłem. Były.
Na samym wierzchu, lezały moje Dwie Chwile. Już kiedy je podnosiłem, tam w sklepie, wiedziałem, że coś z nimi nie tak. W odróżieniu od wszystkich chwil jakie widziałem i znam, te dwie były inne. Jaśniejsze, przyjemniejsze w dotyku. Położyłem je na półce i zacząłem się zastanawiać. Od tak dawna na nie czekałem. Przez wszystkie te lata, codziennie rano, bez względu na pogodę biegłem do sklepu, gnany jakąś tęsknotą. Teraz wiedziałem za czym. Za nimi.
Były piękne.
Pielęgnowałem moje Dwie Chwile Szczęścia przez kilka następnych lat. Urosły, były teraz piękne i kolorowe. W moim życiu też było jakby piękniej i barwniej. A jeszcze dzisiaj. Dzisiaj przyjdzie Ona. Moja Piękna Słodka Tajemnica. Kochałem ją od zawsze, nie wiedząc o tym nawet. Dopiero kiedy niedawno zmaterializowała się przed moimi oczami, wiedziałem , że to ten dzień i ta osoba. Ostatnio materializowała się coraz cześciej w pobliżu mnie i musze przyznać, że byłem szczęśliwy. Było w niej coś niepokojącego, budziła obawę a jednocześnie pociągała. Coś jednak powodowało, że nie mogłem od niej oderwać wzroku, puścić jej dłoni, odejść za daleko i na zbyt długo. To dzisiaj, dzisiaj podaruję jej, jedną z moich Dwóch Chwil Szczęścia.
Przyszła wczesnym wieczorem. W drzwiach pocałowała mnie przelotnie, rzuciła płaszcz na wieszak i wbiegła, a właściwie wpadła pędem do pokoju, skoczyła na kanapę, przeciągnęła jak kotka, zaśmiała i zaczęła mówić..
- Kochanie, ależ miałam piękny dzień! Kiedy jechałam do pracy... - mówiła, śmiejąc się w międzyczasie do mnie całą sobą.
Nigdy nie mogłem się jej oprzeć. Ilekroć pojawiała się w pobliżu, hipnotyzowały mnie jej zielone oczy, paraliżowały usta, a jej kształty i ruchy sprawiały, że po całym ciele rozchodziło mi się takie przyjemne, lodowate mrowienie.
POdszedłem do niej, wziąłem na rece i przytuliłem usta do jej włosów. Mówiła, smiała się, całowała mnie. Uwielbiałem ją taką rozśpiewaną. Postawiłem ją na podłodze, uciszyłem pocałunkiem i powiedziałem
- Księżniczko, chciałem Ci coś dać. Tylko nie wiem, czy będziesz chciała to przyjąć... akurat ode mnie. - Nie wiedziałem jak zacząć.
Uspokoiła się na chwilę i patrząc mi w oczy - boże, jak ja uwielbiałem jej oczy - słuchała mnie, jak bardzo zainteresowany nową zabawką dzieciak.
- Bo widzisz, nie wiem jak Ci to powiedzieć... - brnąłem dalej, a z każdym słowem tonąłem i pogrążałem się w swoich wywodach. - Po prostu... to dla Ciebie. - wyciągnąłem otwartą dłoń z jedną z Chwil. Popatrzyła na dłoń, na mnie, znowu na dłoń, i szepneła.
- Kocham Cię. I będziemy razem. Na zawsze.
Zbliżyła swoje pełne, wilgotne usta do moich i zaczęła mnie całować. Z początku delikatnie, potem naparła na moje wargi swoimi, by chwilę później wpić się we mnie z całą siłą. Poczyłem dreszcz, a potem dziwne ukłucie. Miałem wrażenia, że stanęło mi serce i cały świat zaczął wirować mi przed oczami.
- Kochana...co... - patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami, próbujac złapać oddech. - Co... - już tylko szepnąłem. Ostatni obraz jaki zarejestrowałem, to było jej spojrzenie. Zimne, zielonookie spojrzenie.
I wiedziałem kim była. Moją śmiercią.